sobota, 28 grudnia 2013

List do Malarza

Cześć,

Piszę do Ciebie w pewnej sprawie, która niepokoi mnie od dawna. Wiesz, że dobrze znam Twoje malarstwo i podziwiam to co namalowałeś, jestem pod wielkim wrażeniem  jak mocno oddziałują na mnie Twoje obrazy.

Napisz mi proszę, z skąd w Tobie ta pewność przy decyzji, co do kreski, kształtu, koloru, światła i cienia?

Kiedyś widziałam jak malujesz, bez chwili zwątpienia, zdecydowany, śmiało wyznaczałeś kierunki, precyzyjny w kresce, przemalowywałeś, zmieniałeś, zamalowywałeś, odkrywałeś, czyli szukałeś, ale te poszukiwania były równie pewne i skonkretyzowane. Twój sposób pracy zdawał mi się krótkim ale intensywnym i odważnym, w pełni świadomym procesem poszukiwania prowadzącym do zamknięcia obrazu.

Zastanawiałam się długo, czy nie napisać do Ciebie w tej sprawie, nie chcę Ci zawracać głowy własnymi malarskimi wątpliwościami ale sama w sobie nieodparta chęć napisania do Ciebie nie mogła mnie powstrzymać.

Jak byłam młodsza w malarstwie było mi łatwiej. Wszystko malowałam intuicyjnie zachwycona samym w sobie malowaniem. Energicznym gestem zamalowywałam kolejne płótna ze śmiałością dziecka. Nigdy nie byłam nieśmiała w malarstwie, teraz też nie jestem, ale zaczęłam trochę się wahać i więcej się zastanawiać. Brakuje mi tego mocnego gestu, stałam się bardziej delikatna i wrażliwa. Może to nie jest złe, ale zazdroszczę Ci tej mocy w Twoich obrazach. Twoje światło i cień są wstrząsające. Twoje obrazy są dla mnie dowodem na to, że niektórzy ludzie mają dar i bezbłędnie go wykorzystują.

Jak to zrobić?
Skąd brać tą pewność nieomylności?
A może Ty takiej nie miałeś?
Może też przy tych pracach które ja podziwiam Ty wątpiłeś?

Trudno mi w to uwierzyć.

Jestem na Ciebie trochę zła, że wciąż nie możemy się spotkać i o Tym normalnie pogadać. Rozmawiam  o sprawach dotyczących malarstwa z tymi malarzami z którymi mi po drodze. Mam kilku takich których podziwiam i czasem mi mądrze poradzą. Prawie nigdy nie stosuję się do ich sugestii, ale są dla mnie niezwykle cenne. Strasznie jestem ciekawa Twojego zdania.

Pozostało mi chyba tylko poszukać tej odpowiedzi w Twoich obrazach. Czasem mam taką myśl, zupełnie bezczelną, że Twoja odpowiedź jest we mnie, że przecież w połowie jestem Tobą więc powinnam jakoś tej odpowiedzi się domyśleć.

Tato, pierwszy raz piszę do Ciebie list, wcześniej nie miałam okazji. Jeśli masz taką możliwość, zaglądnij czasem co namalowałam, tymczasem ja popatrzę na Twoje obrazy, mam nadzieję, że porozmawiamy o tym później.


do zobaczenia,

K

Katarzyna Karpowicz z obrazem Sławomira Karpowicza "Lekcja anatomii".

niedziela, 15 grudnia 2013

Portret Katarzyny


Moje spacery po Budapeszcie zupełnie nieturystyczne, bez przewodnika i mapy to takie wyprawy po wrażenia w poszukiwaniu obrazów.

Katarzyna Karpowicz, "Spacer po Budapeszcie", 100x70, olej/płótno, 2013

Zauważam wtedy więcej nie wiedząc czego się spodziewać, nie oceniam przez pryzmat historii zapisanej w trzech zdaniach pod jaskrawym zdjęciem w przewodniku, mogę samodzielnie obserwować, domyślać się.  Nie muszę tkwić w niewiedzy, tajemnica czegoś interesującego może być rozwiązana potem, przy herbacie, w domu. Spacery nigdy mnie nie interesowały bo w swojej idei są bez celu. W Krakowie miałam spacer z mieszkania do pracowni w trakcie którego zwykle coś wymyśliłam, coś zauważyłam, kogoś spotkałam, a celem było w końcu dojść do miejsca pracy, czy też w moim wypadku dojechać na rowerze. Teraz moja pracownia znajduje się w miejscu w którym mieszkam, dlatego spacery nabrały dla mnie większego sensu i zaczęłam się przekonywać do tych wyjść bez planu i celu. 

fot.goskaw.

Jak się mieszka tak blisko przy pracowni można praktycznie nigdzie nie wychodzić, ale wtedy nie ma oddechu, dystansu, tkwi się wraz ze swoimi sprawami w jednym miejscu, to oczywiste. Chodzę więc po ulicach Budapesztu niezupełnie bez celu, wtedy odkrywam inne światło, kolory, struktury, przyglądam się ludziom, zauważam interesujące sceny które można byłoby namalować, poza tym odnajduję dużo w sobie samej, mam czas, żeby się zastanowić.

fot.goskaw.
fot.goskaw.
 
 Mogłabym pisać jak jest pięknie, na tych spacerach, ale to pojęcie jest różnie rozumiane. Dla mnie piękno jest gdzieś pomiędzy zachwycającym witrażem w secesyjnej bramie potężnej budapesztańskiej kamienicy, a biedną, zaniedbaną chatką przy opuszczonej ulicy. Podoba mi się Pan w eleganckim płaszczu, kapeluszu, wyprowadzający czwórkę chartów na spacer i podoba mi się bezdomny który czyta kolejną książkę z kolekcji którą trzyma w foliowej reklamówce. Podobają mi się Romowie tak samo jak każdy inny mieszkaniec Budapesztu. W podziemnych przejściach są brzydko ubrane prostytutki, w niebezpiecznych dzielnicach Panowie w kapturach ubierają swoje małe pieski w pieskowe bluzy z kapturem, bogaci bywalcy czekają na imprezę związaną z promocją drogich zegarków drepcząc z zimna na czerwonym dywanie, smukli, wysportowani kurierzy wspinają się na rowerach pod górkę Budy. Wszystko to mogłabym skwitować słowem „piękno”, nie każdy się ze mną zgodzi, że w biedzie i brzydocie, w prozie życia, zwykłej codzienności, tak samo jak w dobrobycie, dostatku i całej śliczności bobasa może być to samo „piękno”- oczywiście o innym zabarwieniu, ale równie ważne i interesujące. 

fot.goskaw.

Takie tam spacery na nogach lub rowerze, kilku godzinne, zabierające cały dzień pracy ale dostarczające nowej energii, pomysłów i mocy do roboty na następny dzień. Są jeszcze inne spacery które wymyśliłam niedawno, ale o tym napiszę w innym poście.
Zwykle spaceruję sama, ale niektóre wypady odbywam wspólnie z osobą która wylądowała w Budapeszcie jakiś spory kawał czasu przede mną. Tak samo jak ja, lubi bez planu gdzieś podążyć, ale jest w tym o wiele bardziej odważna i konkretna niż ja, zna miasto, ale nadal każdy detal ją ciekawi. Spacer z nią to łażenie po cudzych podwórkach, wchodzenie  przez przypadkiem niedomknięte bramy na klatki schodowe, odwiedzanie dziwnych antykwariatów z zabawkami z naszego dzieciństwa. Prowadzi mnie w miejsca które odkryła już wcześniej, są zwykle wyjątkowe.

fot.goskaw.
fot.goskaw.
 Obecnie dba o cygańskie dzieci pomagając rozwijać ich artystyczne możliwości, ma plan na ciekawy projekt video dokumentujące moment w którym młodziutkie romskie dzieci przygotowują się do czegoś ważnego. Jest zawodowo związana z produkcją filmową w której jak zauważyłam świetnie się czuje i tak też się realizuje. Nie rozstaje się jednak z aparatem który służy jej jak notatnik, szkicownik, może pamiętnik.

fot.goskaw.
fot.goskaw.
Ostatnio zawędrowałyśmy do niebezpiecznej dzielnicy, w rejony azjatyckiego targu, po zmroku, w godzinach w których wrzało jak w mrowisku, tani towar ciągnięty na wózkach, wożony na motorikszach, wielkie hangary wykorzystane na zaplecze targowiska lub na prowizoryczne supermarkety, Małgosia miała wielką ochotę to udokumentować, ale przytomnie stwierdziła, że wróci tu za dnia w obstawie. Przedstawiam Wam moją drogą współtowarzyszkę węgierskiej przygody: Małgorzata Wala:

 http://filmpolski.pl/fp/index.php/1152450


Wszystkie fotografie zamieszczone w tym poście są autorstwa Gośki. Jestem Jej niezmiernie wdzięczna za te spacery i zdjęcia z klimatem naszego Budapesztu.

fot.goskaw.

 
fot.goskaw.

fot.goskaw.

wtorek, 10 grudnia 2013

Portret Anny



Postanowiłam napisać kilka słów o malowaniu portretów na zamówienie.

Postać człowieka to mój ulubiony temat do malowania. Moja fascynacja związana z malowaniem i rysowaniem różnych scen w których głównymi bohaterami są ludzie sięga najwcześniejszych lat dzieciństwa. Wtedy tworzyłam dla siebie i rodziny światy w których pojawiały się jak łatwo się można domyślać księżniczki wszelkiego rodzaju. Potem wkroczyły dzieci, cyrkowcy, pływacy oraz przeróżne inne postacie które albo wymyśliłam albo znałam naprawdę, w każdym razie interesowały mnie z tego względu, że miały swoje życie, które toczyło się na kartkach moich papierów. 

Jako małe dziecko przed zaśnięciem dorysowywałam do gorszych, nieudanych, wtedy powiedziałabym „brzydkich” rysunków staranne, bardziej wypracowane, „ładne” przedmioty, żeby źle namalowana czy narysowana osoba nie miała mi za złe, że zostawiłam ją na kartce bez żadnej sensownej wartości. Od zawsze mocno przejmowałam się, tym co robię i do tej pory łatwo popadam w zmartwienie jeśli chodzi o losy moich obrazów, za niektórymi tęsknię jak za bliskimi osobami. Wspominam własne obrazy z rozrzewnieniem, pochlipując, że już nigdy tak nie uda mi się namalować jeszcze raz.

Pierwszy raz spojrzałam na siebie wnikliwiej jako mała dziewczynka malując autoportret, który przedstawiał moją twarz jako wielkie zachodzące słońce, to bardzo zabawny obrazek, może go tu zamieszczę jak uda się mi go znaleźć.

Po okresie dziecięcej swobody malowania wszystkiego z wyobraźni odkryłam świat malowania z natury i popadłam w szał szkicowania wszystkiego i wszystkich. Pierwszy olejny autoportret z natury namalowałam  w wieku  około 13 lat (obecnie znajduje się w kolekcji Leonarda Pietraszaka). 

Wspaniałe odkrycie, że można studiować z natury, ćwiczyć rękę i oko, podglądać, obserwować, przypadło na najbardziej energetyczny moment mojego życia pomiędzy 13 a 18 rokiem życia. Bunt młodzieńczy który ominął mnie szerokim kołem zostawił dużo miejsca na szkicowanie, rysowanie i malowanie.

Chodziłam w plener, szczególnie w Szczebrzeszynie podczas wakacji, malowałam pejzaże, snopy siana nie były wtedy jeszcze kwadratowe, a czas mijał zdecydowanie wolniej. Muszę tutaj wspomnieć o Mariuszu Drohomireckim i Piotrze Kołodziejczyku, malarzach mieszkających i tworzących w Szczebrzeszynie - malowali i malują z natury z takim wielkim apetytem, że nie da się nie zarazić tą energią - parę razy z nimi malowałam w plenerze, wiem co mówię.

Najbardziej jednak interesowało mnie studiowanie postaci ludzkiej, w szkicu, w ruchu, w kolorze, w nastroju, wreszcie, malując portret stopień mojego przejęcia sięgał zenitu. Twarz człowieka była dla mnie tematem najsmakowitszym któremu nigdy nie mogłam się oprzeć, tak pozostało do dziś.

Jestem takim malarzem który jadąc w plener musi malować z natury, nie z przyzwyczajenia czy z obowiązku ale dla własnej ciekawości, satysfakcji, z potrzeby zanotowania, naszkicowania tego co widzę, zachowania dla siebie lub może przetłumaczenia tego co doświadczam na język obrazu. Tak samo jestem malarzem który maluje portrety na zamówienie, ale nie jako odmalowanie nieznanej mi osoby która życzy sobie portretu, interesuje mnie malowanie z natury, poznawanie nowej twarzy, drugiego człowieka, próba zrozumienia bez słów tego jaki ten człowiek jest, przyjrzenie się nie tylko fizjonomii, ale temu co ukryte i nieznane, prawie nie do poznania.

To dla mnie zawsze ważna nauka, którą wyciągam z pracy, za każdym szkicem, obrazem mam więcej informacji zapisanych, nie wiem, czy w rękach czy w głowie, czy w sercu? Mój nauczyciel rysunku z liceum, świętej pamięci  profesor Jan Rzechak twierdził, że to jest połączone: „przez umysł, przez serce, przez rękę na płótno”, do dzisiaj staram się w ten sposób pracować. 

Uważnie prowadząc portret na zamówienie staram się rozpoznać osobę którą maluję, pomimo, że do końca pozostaje dla mnie zagadką (nie sposób poznać kogoś nawet go znając), ale wydaje mi się, że moja intuicja jest silna.

Namalowałam w swoim życiu wiele portretów, do każdego podchodziłam z wielką uwagą, niektóre kosztowały mnie wiele wysiłku, męczarni, inne przychodziły łatwiej, niektóre były trafniejsze inne chybione, ale zawsze proces malowania był pouczający.

Nie ma miejsca na mojej autorskiej stronie www.karpowicz-szymerkowska.pl na wszystkie ważne dla mnie obrazy, ale tutaj na blogu zamieszczam portret Anny Flatau.

Portret Anny Flatau, zamówił Jej Ojciec, twierdził, że Anna jest bardzo malownicza, gdy Ją zobaczyłam wiedziałam, że Jej portret wniesie wiele do mojego malarstwa. Interesująca twarz, mądre, głębokie, wymowne spojrzenie pięknych oczu, włosy jak z Velazqueza oraz poczucie, że Anna jest osobą silną w swojej wielkiej wrażliwości i delikatności.

Katarzyna Karpowicz "Portret Anny" 100x80 olej/płótno 2013

 Portret malowałam długo i z namysłem, ale również z wielką przyjemnością, szczęśliwie nie miałam przy nim żadnych kłopotów ani wątpliwości. Cieszę się, że istnieje potrzeba portretowania swoich bliskich wśród kolekcjonerów, taki obraz niesie ze sobą dużo wartości, oraz misję, żeby zostać w rodzinie na zawsze, opowiadając o przodkach wymowniej niż tysiące fotografii zapisanych na twardym dysku. Ojciec Anny widząc pierwszy szkic portretu zanotował, że to spojrzenie Córki na obrazie jest jak spojrzenie jego Matki, wiedziałam już, że udało mi się złapać to coś, co sprawi, że obraz będzie miał duszę.


Chciałabym podziękować Wojciechowi Tuleyi, wspaniałemu galernikowi z warszawskiej Galerii Art, to dzięki Jego poleceniu powstał portret Anny. Polecam serdecznie jego osobę oraz Galerię Art którą prowadzi:





środa, 4 grudnia 2013

Małe obrazy


Małe obrazy są dla mnie bardzo ważne, zwykle traktuję je jako formę olejnego szkicu, po czym okazuje się, że mają siłę wyrazu równą większym formatom.

"Chłopiec w białym kołnierzyku" 13x18 olej/płótno 2013


"Chłopiec w czapce" 13x18 olej/płótno 2013


"Mężczyzna w czapce" 13x18 olej/płótno 2013


Małe obrazki, zwykle o wymiarach 13x18 towarzyszą mi stale przy pracy nad dużymi formatami. W pracowni zawsze mam jakieś małe płócienko pod ręką, czasem zamalowuję je, żeby odpocząć od pracy nad czymś wymagającym większej siły fizycznej. Maluję, je z wielką przyjemnością, zwykle nie traktując tak poważnie. Dlatego bardzo jest prawdopodobne, że widać w nich tą lekkość i nonszalancję, którą ciężko uzyskać przy długiej walce z materią czegoś znacznie większego.



"Portret Pierrota" 13x18 olej/płótno 2011



"Portret młodego mężczyzny" 13x18 olej/płótno 2011



"Wspomnienie Twin Peaks" 13x18 olej/płótno 2012





Stanowią rodzaj wprawki, próby, szkicu, który zwykle nie jest przekładany dosłownie na większe obrazy ale na pewno stanowi ważny etap w moim procesie poznawania malarstwa. Czasami traktuję je jako ilustracje lub zapis wspomnienia, pomysłu, nastroju, bardzo lubię opowiadać historie które zaobserwowałam lub wymyśliłam.


 

"Chłopiec za kotarą" 13x18 olej/płótno 2011



Przy malowaniu takich małych obrazów mogę usiąść wygodnie przy sztaludze i chwilę odpocząć. Wszystkie inne obrazy maluję na stojąco. Tu prezentuję tylko część przykładów takich obrazków, po oprawieniu zyskują na znaczeniu, wtedy bardziej zauważam ich pełnowartościowość, mają w sobie coś naprawdę ujmującego, czego nie ma i nie będzie miał większy obraz.




"Odsłona" 13x18 olej/płótno 2012



"Para" 13x18 olej/płótno 2011




"Chłopcy" 13x18 olej/płótno 2012




"Mądry kot" 13x18 olej/płótno 2013



Taka intymność i dyskrecja małych formatów zawsze mnie przyciągała, szczególnie jako dziecko lubiłam wpatrywać się w to co malutkie, w domu mieliśmy portrecik 10x10 jakiegoś nieznanego malarza, bardzo mnie wciągało wpatrywanie się w ten obrazek. 





"W podróży" 13x18 olej/płótno 2013




"Dzieci" 13x18 olej/płótno 2012





"W pociągu" 13x18 olej/płótno 2012




"Poranna prasa"13x18 olej/płótno 2012
  




"W tramwaju" 18x25 olej/płótno 2012
  




"U mamy na kolanach" 13x18 olej/płótno 2012
  



"Trzy postacie" 38x32 olej/płótno 2012



  
"Niania" 38x32 olej/płótno 2012




"Biały pies" 38x32 olej/płótno 2012
  



"Motorniczy" 30x20 olej/płótno 2012




"Podróżnik" 13x18 olej/płótno 2012




"Pan w kapeluszu" 13x18 olej/płótno 2011




"Złomiarze" 13x18 olej/płótno 2011




"Śniadanie" 13x18 olej/płótno 2011




"Hakman" 13x18 olej/płótno 2011


 

"Trzej koledzy" 13x18 olej/płótno 2011

 

"Ucieczka" 20x 30 olej/płótno 2011








"Jamniczek" 13x18 olej/płótno 2011





"Napoleonki" 13x18 olej/płótno 2011





"Zajmująca lektura" 13x18 olej/płótno 2011





"Siostry" 13x18 olej/płótno 2011





"Aplauz" 30x30 olej/płótno 2012






"Siostry" 13x18 olej/płótno 2013





"Zamach" 13x18 olej/płótno 2013





"Japoński chłopiec" 30x15 olej/płótno 2011






"Pranie" 13x18 olej/płótno 2011






zdjęcie z mojej wystawy "Przyśniło mi się" w Warszawskiej Galerii Art 2011








W moich małych płótnach pojawia się również stały motyw portretów w błękitach, zadedykowany Andrzejowi Wróblewskiemu i Pablo Picasso. Są to portrety namalowane z wyobraźni, przedstawiają osoby których nigdy nie spotkałam ale mimo to zapadły mi w pamięć. Bohaterowie moich snów które mi się jeszcze nie przyśniły. Projekcje mojego umysłu na małe płótno. Nic wielkiego, czasami tylko znaczy więcej.






zdjęcie z mojej wystawy "Pomiędzy światłem a cieniem" w Muzeum Farmacji w Krakowie 2012






zdjęcie z mojej wystawy "Pomiędzy światłem a cieniem" w Muzeum Farmacji w Krakowie 2012






zdjęcie z mojej wystawy "Człowiek i zwierzę" w warszawskiej Galerii MCKiS 2013





oprawiony obraz "Pożegnanie" 44x50 olej/płótno 2009