wtorek, 20 października 2015

Harold i Ernest

"Czym jest me czucie?
 Ach, iskrą tylko!
 Czym jest me życie?
 Ach, jedną chwilką!
 Lecz te, co jutro rykną, czym są dzisiaj gromy?
 Iskrą tylko.
 Czym jest wieków ciąg cały, mnie z dziejów wiadomy?
 Jedną chwilką.
 Z czego wychodzi cały człowiek, mały światek?
 Z iskry tylko.
 Czym jest śmierć, co rozprószy myśli mych dostatek?
 Jedną chwilką.
 Czym był On, póki światy trzymał w swoim łonie?
 Iskrą tylko.
 Czym będzie wieczność świata, gdy On go pochłonie?
 Jedną chwilką."

Adam Mickiewicz, "Dziady", scena II, Improwizacja.


Katarzyna Karpowicz- autoportret z Haroldem i Ernestem

Kilka dni po przeprowadzce i rozpakowaniu pracowni w Pangbourne, wybrałam się na spacer wzdłuż Tamizy, wąską, dziką i tajemniczą ścieżką dotarłam do Lower Basildon, gdzie odkryłam przepiękny kościół. Pierwsze spojrzenie w momencie otwierania furtki do przykościelnego cmentarza skierowałam na rzeźbę grobowca usytuowanego przy głównej ścieżce prowadzącej do  kościelnej bramy. Dwóch chłopców, w kąpielówkach, jeden podtrzymujący drugiego, o poważnych twarzach i drobnej, jeszcze dziecięcej budowie ciała wyglądali jak postacie, które już dawno malowałam.


Harold i Ernest


Na moich płótnach od lat przewijały się sceny z pływakami, dziećmi, chłopcami pomiędzy wiekiem dziecięcym a dorosłością. Monument jest zachwycająco piękny, rzeźba to majstersztyk, kompozycja, układ ciał, ruch, nawet struktura materiału kąpielówek, portrety twarzy! Wszystko to, wraz z tragiczną historią Harolda i Ernesta wyrytą na postumencie sprawiło, że postanowiłam namalować serię obrazów poświęconych ich pamięci. Harold i Ernest utopili się w odnodze Tamizy, jeden próbował ratować drugiego, rok 1886 minął bezpowrotnie, a pamięć o życiu chłopców ożywa jedynie w światłocieniu rzeźby nagrobnej, spojrzeniu przypadkowego wędrowca, który odnajdzie kościół św. Bartolomeusza w Lower Basildon, oraz w mojej pamięci, na moich obrazach.



Katarzyna Karpowicz, "Deszcz", 40x40, olej na płótnie, 2015


Historia tragicznego końca braci Deverell jest wstrząsająca dla każdego kto o tym pomyśli, bez względu czy jest rodzicem, bratem, siostrą czy przyjacielem, 16 i 15 letni chłopcy upamiętnieni rzeźbą nagrobną stoją na postumencie niczym przestroga. Czy jest to jednak jedynie nagrobek, czy może dzieło wychwalające życie. Czy śmierć jest jedynie smutnym końcem, czy znakiem, że poprzedzało ją życie? Życie które tętniło pulsem, pełne radości, miłości, szczęścia, ale też smutku, kłopotów, bólu- zwykłe życie, życie dla życia, życie momentem, samą możliwością życia. Sprawy ostateczne, zagadnienia związane z przemijaniem oraz kontrastem pomiędzy życiem, a śmiercią, światłem, a cieniem zawsze były źródłem moich inspiracji do obrazów.


Katarzyna Karpowicz, "Podwodne słońce", 50x60, olej na płótnie, 2015


Serię 10 obrazów poświęconą Haroldowi i Ernestowi pokazałam na wystawie składającej się z 19 obrazów we wnętrzu kościoła św. Bartolomeusza, 4 pażdziernika 2015, w dzień żniw. Obrazy poświęcone chłopcom w symboliczny sposób stworzyły całość z miejscem w którym kiedyś mieszkali, z ich kościołem, z monumentem na którym stoją upamiętnieni, z momentem w którym zainspirowana postanowiłam przedłużyć im życie na obrazach, wreszcie z symbolicznym dniem wystawy. Wystawy już nie ma, Harold i Ernest już dawno przeminęli, kolejny dzień dobiega końca, dlatego warto chociaż na moment wstąpić do kościoła św. Bartolomeusza w Lower Basildon, popatrzeć na nagrobek Deverellów i dostrzec wartość w życiu podarowaną chwilą, która przeminie i nigdy nie wróci.


Katarzyna Karpowicz, "Harold i Ernest", 50x70, olej na płótnie, 2015


"Because I do not hope to turn again
Because I do not hope
Because I do not hope to turn
Desiring this man's gift and that man's scope
I no longer strive to strive towards such things
(Why should the aged eagle stretch its wings?)
Why should I mourn
The vanished power of the usual reign? (...)

Because I know that time is always time
And place is always and only place
And what is actual is actual only for one time
And only for one place
I rejoice that things are as they are and
I renounce the blessed face
And renounce the voice
Because I cannot hope to turn again
 Consequently I rejoice, having to construct something
Upon which to rejoice
 And pray to God to have mercy upon us
And I pray that I may forget
These matters that with myself I too much discuss
Too much explain
Because I do not hope to turn again (...) "

Thomas Stearns Eliot, Ash-Wednesday

A few days after moving to Pangbourne and unpacking my atelier I went for a stroll along the Thames. A wild, narrow and mysterious path led me to Lower Basildon, where I discovered a picturesque church. As I opened the gate to the church graveyard, my first glance rested on a tombstone statue situated near the main path that led to the church gate. Two boys in swimming trunks holding each other, their faces grim, their bodies still small and puerile, looked like figures I had painted long before. My paintings had long depicted scenes with swimmers, children and boys between adolescence and adulthood. The tombstone is breathtakingly beautiful. The statue is a masterpiece: the composition, the arrangement of the figures, the movement, the texture of the swimming trunks, the portraits of the faces! All that, along with the tragic story of Harold and Ernest engraved on the plinth, made me decide to create a series of paintings devoted to their memory. Harold and Ernest drowned in an inlet of the Thames and one boy tried to save the other. The year 1886 is long gone, and the memory of the boys’ lives come to life only in the play of light and shadow on the statue, in the look of a wandering passer-by who comes across St. Bartholomew’s Church in Lower Basildon and in my memory, in my paintings. The story of the Deverell brothers’ tragic end is shocking to anyone who spares it a thought, whether they are anyone’s parent, brother, sister or friend. The fifteen-, sixteen-year-old boys commemorated by the tombstone statue stand on the plinth like a warning. And yet, is this but a tombstone or is it a work of art that praises life? Is death nothing but the bitter end or is it a sign that it was preceded by life? It was life with a pulse, filled with joy, love, happiness as well as sadness, trouble and woe – an ordinary life, a life for life’s sake, living the moment and for the very opportunity to live. Eschatology, matters of passing away and the contrast between life and death, light and shadow, have always been my source of artistic inspiration. I showed a series of ten paintings devoted to Harold and Ernest at an exhibition comprising nineteen paintings that was held inside St. Bartholomew’s Church on 4 October 2015, on Harvest Day. The paintings dedicated to the boys formed a symbolic whole with the place where they had once lived, their church, the statue that commemorates them, the moment when I was inspired to prolong their lives on canvas and the symbolic date of the exhibition. The exhibition is now closed, Harold and Ernest are no more, another day draws to an end, which is why it is worthwhile to pay even a moment’s visit to St. Bartholomew’s Church in a Lower Basildon, look at the tombstone of the Deverells and see in one’s life the worth of a moment that is given to us, one that will pass never to return.

Katarzyna Karpowicz, "Harold and Ernest fishing", 50x60, oil on canvas, 2015


Katarzyna Karpowicz, "The siblings", 54x46, oil on canvas, 2015


Katarzyna Karpowicz, "Harold and Ernest on the meadow", 50x60, oil on canvas, 2015

Katarzyna Karpowicz, "Breathe out", 45x55, oil on canvas, 2015


















poniedziałek, 19 października 2015

Genius Loci

Krakowskie szarości Olgi Boznańskiej. Meksykańskie kolory Fridy Khalo. Ziemiste tony Pauli Modersohn- Becker z Worpswede pod Bremą. Ogniste oranże "Wielkiego Kanionu" w Arizonie. Studium wegetacji w serii "Tunel", malowanej w zielonej Anglii- Davida Hockneya. Włoskie kolumny Giorgio de Chirico, rzucające długi cień leniwej siesty. Egzotyka mocnych barw z Tahiti kontrastująca z delikatnością tonów francuskich Paula Gauguina.

Katarzyna Karpowicz,"W cieniu ojca", 73x92, olej na płótnie, 2015, Pangbourne, Anglia

Duch miejsca oddziałuje na malarza. Lokalne światło, architektura, natura, ludzie, dźwięki, zapachy – także to, co nieuchwytne - wpływają na kolor i nastrój obrazów. Człowiek rozwija się pod wpływem zmian, ale dopiero w momencie pełnego poddania się miejscu i przetworzeniu jego rzeczywistości na język malarstwa tworzy dzieło naznaczone duchem miejsca - genius loci.

Katarzyna Karpowicz, "Angielscy chłopcy", 80x60, olej na płótnie, 2015

Podróże odmieniają. Każda wędrówka jest szansą na kolejne spotkanie z czymś nowym oraz na to, żeby zobaczyć siebie w odmiennym świetle. Każde miejsce odciska znak w człowieku, jeśli tylko okaże się ważne. Ta reguła nie dotyczy tylko tych, którzy są wiecznie w ruchu, podróżując. Duch miejsca kształtuje też tych, którzy nigdy go nie opuścili.

Katarzyna Karpowicz, "Dziewczynki", 70x100, olej na płótnie, 2002, Szczebrzeszyn, Polska

Zwykły spacer, odkrywanie mniej znanej dzielnicy rodzinnego miasta może być inspiracją, równie ważną i przełomową jak wędrówka na koniec świata. Genius loci może się objawić również przy szóstej grządce, w prawym rogu przydomowego ogródka. 


Katarzyna Karpowicz, "Martwa natura z moją sukienką", 80x80, olej na płótnie, 2001, Kraków, Polska

Olga Boznańska’s Cracovian greys. Frida Khalo’s Mexican colours. The earthy shades of Paula Modersohn-Becker of Worpswede near Bremen. The fiery hues of orange of the Grand Canyon in Arizona. The study of vegetation in the “Tunnel” series, painted by David Hockney in green England. Giorgio de Chirico’s Italian columns, casting long shadows of a languid siesta. Paul Gauguin’s exoticism of Tahitian bright colours contrasting with the finesse of French shades.
The spirit of a place influences painters. The local light, architecture, nature, people, sounds and smells – as well as the intangible  – all have an effect on the colours and moods of paintings. People grow when affected by changes, however it is only when they fully succumb to a place and translate its reality into the language of painting that they create a work of art branded by the spirit of that place – the genius loci.

Katarzyna Karpowicz, "Indian boy with a cat", 95x105, oil on canvas, 2012, inspired by trip to India

Travelling changes people. Every voyage is another chance to encounter something new and see oneself in a new light. Each place that one has visited, provided that it turns out to be significant, leaves a trace. However, this rule is irrelevant to rolling stones, those who are forever in motion, forever travelling. The spirit of a given place also affects those who have never left it.

Katarzyna Karpowicz, "Kocio and Kasia", 50x70, oil on canvas, 2012, Kraków, memory form childhood.

An ordinary walk, exploring a less-known part of one’s hometown, can also be inspiring, as crucial and life-changing as a voyage to the end of the world. A genius loci may also appear at the sixth bed in the right corner of a garden next to one’s house.

Katarzyna Karpowicz, "Oman boy with a pigeon in the box", 78x50, oil on canvas, 2015, inspired by trip to Oman

Śledząc życiorysy dawnych mistrzów malarstwa łatwo można dostrzec, jak wielki wpływ na ich twórczość miały podróże. Malarstwo hiszpańskie jest pełne kontrastów, światła i cienia, południowego temperamentu. Malarstwo polskie dominuje łuna chłodniejszego światła. Sztuka japońska jest precyzyjna i oszczędna w wyrazie. Jak woda, jak skała, jak sosna.


Katarzyna Karpowicz, "Jerzy z gęsią", 50x40, olej na płótnie, 2015, Pangbourne, Anglia 


Wierzę w ducha miejsca. Świadomie i nieświadomie poddaję się jego wpływowi malując kolejne obrazy. Kraków, Szczebrzeszyn, Gdynia w Polsce, Budapeszt na Węgrzech, Pangbourne w Anglii.To miejsca dzięki którym rozwinęło się moje malarstwo.


Katarzyna Karpowicz, "Oczekiwanie", 150x140, olej na płótnie, 2007

Studying the biographies of the great painters of the past, one may easily see the influence of their travelling on their works. For instance, Spanish painting is full of contrasts, light and shadow, and the southern temperament. Polish painting is dominated by an aura of cooler light. Japanese art is precise and taciturn, like water, like a rock, or like a pine.


Katarzyna Karpowicz, "Gdynia - Orłowo", 100x80, oil on canvas, 2007, Gdynia, Poland

I believe in the spirit of a place. I submit to it both consciously and unconsciously when I create my paintings. Krakow, Szczebrzeszyn and Gdynia in Poland, Budapest in Hungary, and Pangbourne in England are the places thanks to which my painting has blossomed.


Katarzyna Karpowicz, "Margaret Bridge", 100x100, oil on canvas, 2013, Budapest, Hungary

Piękno w sztuce to dziś pojęcie nie podlegające dyskusji, ale według mnie, niejednokrotnie zdewaluowane. Artyści, niekiedy, zamiast po prostu tworzyć, rozważają najpierw- „co warto?”. Tęsknię za tym, żeby obraz mógł być tylko i wyłącznie obrazem, składającym się z kompozycji, materii, koloru, nastroju, wreszcie, warsztatu, który niesie ze sobą taką samą wartość jak poezja, film, utwór muzyczny. Wartość, która powstaje pod wypływem bezpośredniego oddziaływania dzieła na odbiorcę, a nie pod wpływem dyktanda kuratorów, czy też długiego i zawiłego intelektualnie opisu objaśniającego sens sztuki w której niewiele jest.


Katarzyna Karpowicz, "Mantua", 100x100, olej na płótnie, 2013, inspirowany podróżą do Włoch


W malarstwie podążam intuicyjną, osobistą drogą. Omijam to, co narzucone, wykoncypowane, wykreowane. Powtarzając za Józefem Czapskim, wierzę w malarstwo malarstwo pełne ciszy i pokory. Czerpię z tego, co mnie otacza. Dostrzegam wielką wartość ducha miejsca, który kształtuje malarza, wpływa na niego.


Katarzyna Karpowicz, "Podróż do Szczebrzeszyna", 80x 100, olej na płótnie, 2012


"Genius loci – Duch miejsca" to tytuł mojej kolejnej wystawy. Pokażę zestaw prac powstałych w miejscach oraz pod wpływem miejsc z którymi związało mnie życie – w Polsce (Kraków, Gdynia, Szczebrzeszyn), na Węgrzech (Budapeszt) i w Anglii (Pangbourne). Moje ostatnie podróże, do Grecji, Włoch, Indii, Omanu,  pozostawiły ślad w obrazach. Nie są to jednak „pocztówki”, ale przetworzone wspomnienia, cytaty i powroty do tych miejsc w języku malarstwa. Każde z tych miejsc mogłabym nazwać swoim własnym, miejscem w którym istnieje kawałek mnie.Choć można też powiedzieć, że to we mnie pozostały te miejsca, tworząc po trochu to, kim jestem. Wracam pamięcią do słów mojego Ojca malarza opowiadającego o rodzinnym miasteczku Szczebrzeszyn – swojej „małej ojczyźnie”- użył wtedy określenia "duch miejsca - genius loci".


Katarzyna Karpowicz, "Cukiernia", 61x73, olej na płótnie, 2013, Kraków

Nie zakładałam nigdy spójnej idei, której miałyby się poddawać moje obrazy na czas wystawy. Maluję trochę jak dziecko, z wielkim apetytem na to, co mnie frapuje w danym momencie. Niemniej jednak to właśnie duch miejsca – genius loci – tworzy wspólny mianownik wystawy, na którą serdecznie zapraszam do Galerii Artemis w Krakowie, w kwietniu 2016 roku.



Katarzyna Karpowicz, "Cukraszda", 87x71, olej na płótnie, 2014, Budapeszt

Beauty in art is an indisputable notion nowadays, yet I believe that it is often underappreciated. Sometimes artists instead of just creating ask themselves, “What is worth doing?” I long for a painting to be nothing but a painting, consisting of its composition, content, colour, mood, and a workshop whose worth is the same as in the cases of poetry, films and pieces of music. It is a kind of worth that arises when a work of art influences its viewer directly, as opposed to the dictates of museum curators or a long and winding description that explains the meaning of works which in fact contain little meaning.


Katarzyna Karpowicz, "At the Gallery", oil on canvas, 79x95, oil on canvas, 2013, Budapest
In my painting I follow my own intuitive path. I avoid that which is forced, excogitated or made up. To cite Józef Czapski, I believe in a kind of painting that is filled with silence and humility. I draw inspiration from my surroundings. I notice the great worth of the spirit of a place which shapes painters and influences them.


Katarzyna Karpowicz, "The moment", 170x 150, oil on canvas, 2015, Pangbourne, England


Genius Loci – The Spirit of a Place is the title of my next exhibition. I am going to show a set of works that were painted in or under the influence of the locations to which my life has connected me: Poland (Krakow, Gdynia, Szczebrzeszyn), Hungary (Budapest) and England (Pangbourne). My recent journeys to Greece, Italy, India, and Oman have all left traces in my paintings. Nonetheless, they are not “postcards” but recycled memories, quotations and returns to those places expressed in the language of painting. I could call each of these places my own, since each contains a piece of me. On the other hand, it might be said that it is in me that these places have remained, contributing to who I am. In my memories I go back to my late Father, a painter who, when telling me of his hometown of Szczebrzeszyn, his “local motherland”, used those very words: “the spirit of a place – the genius loci”.


Katarzyna Karpowicz, "Master and Margarita", 170x150, oil on canvas, 2015, part of "swimming pools series", England


I have never assumed a coherent principle to which my paintings should adhere during an exhibition. To a certain extent I paint like a child, coveting what I find intriguing at the moment. Still, it is the spirit of a place, the genius loci, that constitutes a common motif of my exhibition to be held at Galeria Artemis in Krakow in April 2016, to which I cordially invite everyone.


Katarzyna Karpowicz, "At the Big Gallery", 150x220, oil on canvas, 2015, Budapest